Nie pamiętam, kiedy nauczyłem się czytać, na pewno zanim poszedłem do szkoły. Nie wiem, czy dukanie sześciolatka można nazwać czytaniem, ale wiem jedno, czytałem dużo, najwięcej książek z obrazkami.
Powinienem siedzieć w więzieniu. Skoro filmy i gry robią z dzieci psychopatów, to co ja mam powiedzieć? Zanim poszedłem do szkoły napatrzyłem się gołe baby i – co gorsza – na gołych facetów, morderstwa, alkoholizm, narkotyki, słabą sztukę i wojny… wszystko co najlepsze dla małego dziecka w jednej książce.
Może ta książka była równowagą dla poprzedniej i dzięki niej wyrosłem na w miarę przyzwoitego człowieka. Najlepsze w tej książce to opisy przyrody. Orzeszkowa ze swoim Nad Niemnem mogłaby się uczyć. Książkę na początku czytali mi rodzice, później zacząłem czytać sam, ale dla kogoś, kto jeszcze nie zaczął wątpliwej przygody z edukacją, rozdziały były zbyt długie, byłem leniwym człowiekiem, kazałem czytać rodzicom.
Kolejna książka, którą lubiłem ze względu na obrazki. Najchętniej oglądałem te z różnymi ekosystemami. Znacie zabawę, w której trzeba szukać okularnika w czerwonej czapce i pasiastym swetrze? No, to jak się tak bawiłem ze zwierzętami. A teraz znajdź kaczkę. Tu jest! Super, jestem mądry!
Kiedy już nauczyłem się czytać i rodzice doszli do wniosku, że koniec tego dobrego i mam czytać sam, złapałem się za prawdziwą męską literaturę. Czytałem Tomka Sawyera. Kiedyś nieopatrznie wypożyczyłem książkę Tomek w krainie kangurów. Myślałem, że to ten sam Tomek. Okazało się, że bohater Szklarskiego to jakaś totalna popierdółka. Za to Sawyer był spoko gość. Mama z pewnością powiedziałaby, że to nie jest odpowiednie towarzystwo dla mnie.
To chyba najbardziej wstydliwy akapit tego bloga. Przeczytałem Dzieci z Bullerbyn. Nie raz, nie dwa, może dziesięć razy, ale zmieńmy temat i wróćmy na chwilę do Szklarskiego. Za Przygody Tomka powinien spłonąć ze wstydu tak jak ja za czytanie Dzieci z Bullerbyn. Alfred Szklarski z żoną Krystyną napisali świetną trylogię. „Złoto gór czarnych”. Kiedy wszyscy zaczytywali się Harrym Potterem, ja byłem w samym centrum międzyplemiennej wojny, tropiłem bizony, zdzierałem skalpy i zabijałem białych. Machanie drewnianym patyczkiem było zwyczajnie żałosne.
„Tajemnice natury”! Mam to (albo miałem), rewelacyjna książka.
Ej, „Przygód kilka wróbla ćwirka” ja też miałam!
Wiadomka, bestseller ;)