Jesteś gotów umrzeć za czyjeś idee?

Każdy pomyślał sobie chociaż raz, co by było, gdyby. Zwłaszcza teraz, gdy media w walce o kliknięcia i oglądalność przekonują, że wróg już tuż, tuż. I powtarzają za Broniewskim, że kolbą w drzwi łomoce.

Jesteś patriotą, więc walcz i giń za kraj. Najczęściej przy okazji świąt narodowych, zastanawiam się, czy my po prostu nie mamy pecha, że urodziliśmy się na tym, a nie innym skrawku ziemi. Może los z nas trochę zadrwił, rzucając nas właśnie tu, a nie w Szwecji, Norwegii, Kanadzie, Sudanie lub Syrii. Musimy ten „dar” wziąć na barki i jakoś z tym żyć. Aż w którymś momencie przyjdzie pan, cały na zielono i powie, hej, młody junaku, ojczyzna cię potrzebuje!

>miejsce na typowo internetowe rozkminy<

Czas zadać wysoce egzystencjalne pytania: czy chcesz walczyć i najprawdopodobniej ginąć za ZUS, postkomunę, kolejki do lekarzy, nieudolnych polityków, nieudolną opozycję, nieudolnych liberałów, nieudolnych socjalistów i świetnych piarowców, którzy co kilka lat przekonują tych, którzy jednak zdecydują się iść do urn, że dokonują słusznego wyboru? Dodajmy do tego drogi i podatki.


Dopiero gdy myślę o tych, których kocham, mojej rodzinie, żonie i o moich ewentualnych dzieciach i o tym, że im mogłoby coś grozić, wtedy owszem, jestem skłonny do bardziej radykalnych kroków. Szkoda tylko, że myśląc o tym, czuję bezsilność. Przecież rodziny przed czyjąś ideą nie obronię sam. Przed jedną, góra dwiema osobami, może miałbym jakieś szanse. W końcu nie raz oglądałem Kevina i wiem, że mój dom – moja twierdza. Ale chronić swoją rodzinę z odległego okopu, bo ktoś lekką ręką z jednej i drugiej strony, w imię jakieś idei, wysłał tam ludzi, brzmi dość absurdalnie.

Podziwiam naszych dziadków, którzy jednak szli. Może mieli większe nadzieje i lepsze powody. Może bardziej zdawali sobie sprawę z tego, czym jest (abstrakcyjna dla nas) okupacja i utracona wolność. A może śmierć ze zbiorową mogiłą i wspólnym pomnikiem nie jest taka zła. Może jest równie przyjemna jak powrót w chwale. Ja tego nie wiem. Może jeszcze nie dojrzałem do tak wzniosłych czynów i wolę pisać pamiętnik w internecie. A ty, jesteś gotów walczyć za czyjeś idee?

Fot

9 comments

  1. Ja nie jestem. Bo idee to wymysł ludzi. Narody, religie, podziały, podziały, podziały. A na pewnym poziomie wszyscy jesteśmy tacy sami. Zabijać za idee? Nigdy. Za bardzo cenię życie drugiego człowieka, nawet takiego, który za idee ma ochotę zabić mnie. Wtedy tylko dać się zabić, albo odejść, nigdy walczyć i zabijać.
    Pozdrawiam :)

      1. Tutaj się afekt wkrada, a to już trochę co innego. Patrząc chłodno wykluczam. A w tekście mowa o ideach, o przemyślanej walce, o zabijaniu i umieraniu dla sprawy. Samoobrona przed mordercą to co innego, ale tak czy inaczej myślę, że nie potrafiłabym zabić kogoś, kto przyszedłby mnie zamordować, chyba że właśnie pod wpływem bardzo silnych emocji. Wiadomo, że są pewne sytuacje wyjątkowe, a tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono, więc wykluczyć, jak piszesz, nie mogę nic.

  2. Czekaj, bo ja tu nie bardzo czegoś rozumiem. Jak to „ginąć za CZYJEŚ idee”? Co masz na myśli? Dystansujesz się od koncepcji ojczyzny, wolności 'naszej’ czy to przejęzyczenie?

  3. A w sumie za co ginęli – nie, przepraszam, nie ginęli, tylko walczyli – nasi dziadkowie? Nie za jakieś odległe idee, tylko za bardzo konkretną sprawę, a właściwie O nią – o swój dom, rodzinę, możliwość mówienia we własnym języku. To są całkiem 'przyziemne’ doczesne rzeczy! :)

    1. Tak jak pisałem, rodziny bym bronił, ale będąc względnie blisko nich, a nie gdzieś daleko. A ginąć, lub walczyć – zależy, kto jakie ma umiejętności – za idee, to nic innego jak być wysłanym gdzieś przez mniej lub bardziej nieudolnych polityków, którzy mają taki a nie inny pomysł na prowadzenie polityki. Ale może do pewnych rzeczy muszę jeszcze dorosnąć.

      1. A może właśnie nasi dziadkowie bili się o to, żebyśmy my nie musieli bić się o nic? :)

          1. A propos tematu, przypomniał mi się ciekawy głos w sprawie Powstania Warszawskiego. Bodajże socjolog tłumaczył, że ówczesne młode pokolenie nie widziało innego wyjścia niż chwycenie za broń – ponieważ było od małego karmione romantycznymi opowieściami o powstaniach (listopadowym i styczniowym). Ten 'gen powstaniowy’ potem odbił się echem za komuny, a u nas już chyba tylko zostaje jako malutka czkaweczka. Chociaż – jak się popatrzy na kiboli, to widać, że każde pokolenie potrzebuje swojego upuszczenia krwi. Choć szkoda, że nieraz w bzdurnym celu (’za honor drużyny’).

Skomentuj Filip Szarecki Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *