Bo kiedy odchodzi ktoś znany, wszystko wygląda tak samo.
Śmierć zmienia wszystko. Z pewnością tak jest, kiedy dotyka osobę bliską. Kiedy umiera ktoś znany, od kilku lat postępujemy według utartego schematu.
Najpierw na ekrany wjeżdża żółty pasek z informacją o czyjejś śmierci. Później na kilku stronach pojawiają się duże, czarno-białe zdjęcia. Czasami wszystko zostaje zdementowane, bo ktoś puścił plotkę. Jeśli nie, media „grzeją” tematem zmarłego przez cały dzień. Chociaż i tak najszybsze są social media.
Jeśli zmarł muzyk – skaczą wyświetlenia klipów na YouTube, jeśli aktor – skaczą oceny na filmwebie, jeśli pisarz – mądre cytaty kopiowane z wikiquote. Przez kilka godzin trwa licytacja, kto jest większym fanem, kto przeleje więcej łez. Ci, którzy znali zmarłego mogą licytować się kto, znał go lepiej.
Pozostaje mieć nadzieje, że farmy lajków są zakładane z jakąś autentyczną potrzebą, a nie ze zwykłą chęcią wyhodowania grupki, którą można puścić za kilka złotych na allegro.
Niestety powyższy schemat sprawdza się za każdym razem. Mam nadzieję, że przynajmniej za częścią zniczy z nawiasów i gwiazdek kryje się odrobina współczucia i szczerego żalu. Jutro o wszystkim zapomnimy, aż znów po kogoś przyjdzie śmierć.
Jackson, Przybylska, Jaruzelski, Williams, ten z Szybkich i Wściekłych