Te kilka dni, które spędziliśmy w Pradze, to zdecydowanie za mało, aby zrobić porządny przewodnik. To zbyt krótko, aby pokusić się o syntezę miasta, ale wystarczająco długo, aby móc zauważyć pewne zjawiska.
– Pojedziemy pod koniec września, już po sezonie, będzie trochę puściej, może trochę taniej – pomyśleliśmy. Inni też tak pomyśleli. Podobno Praga jest ładna. Nie wiem, nie widziałem! Wszystko zasłaniał tłum. Jeśli byliście kiedyś na Jarmarku św. Dominika w Gdańsku, szczególnie w ciągu pierwszych dni, to wiecie o co chodzi. W Pradze ten cały tłok był większy.
Wiecie, że więcej ludzi ginie od selfiesticków, niż od ataków rekinów? Wiedziałem, że to dość popularne urządzenie, ale nie zdawałem sobie sprawy, że aż tak! Spacerując Przeciskając się przez Pragę, zastanawiałem się, kto i czy w ogóle kiedykolwiek obejrzy te wszystkie zdjęcia, te tysiące selfie i miliony pozostałych.
Właścicielami większości selfiestików byli Azjaci. Im nadal nie znudziło się seryjne, grupowe robienie zdjęć na wycieczkach. W ogóle Azjaci to jakiś fenomen w Pradze. Nie dość, że stanowią większość wśród turystów, to jeszcze sprzedają w 99% sklepów, które mijaliśmu.
Drugiego dnia odnosiłem wrażenie, że przez przypadek pojechałem do Nowego Jorku. Bo nie dość, że po mieście krążyły same żółte taksówki (ale Skody, żeby nie było), to co kilkadziesiąt metrów był sklepik i w każdym z nich sprzedawał Azjata. Po angielsku nie da się z nimi dogadać. Z tego co zauważyłem, po czesku też nie.
Azjaci opanowali też gastronomię. Jeśli planujesz budżetowy wypad, to taki „Chińczyk” jest dobrą. Co ciekawe, oprócz takich klasyków, jak kurczak we wszystkim, prawie każdy przybytek serwuje sushi. Robione na miejscu, na twoich oczach, przez utalentowanego Japończyka Wietnamczyka. Cena? Około 15/20 zł dla zestaw dla dwóch osób. Jeżeli czytając o sushi za dwie dyszki poczułeś ciśnienie w okolicy pośladków, odsyłam TU. A i to nieprawda, że „jedząc kebaba, osiedlasz araba”. W Pradze nawet kebsy sprzedają Azjaci, chociaż miejsc z tą tradycyjną polską potrawą było mało.
Bohemian Crystals i tajski masaż pojawiają się równie często, co prowadzone przez Azjatów minimarkety. W tych pierwszych można kupić wątpliwej jakości i urody pamiątki oraz… kryształy. Myślałem, że moda na kryształy minęła wraz ze zmianą ustroju… Co do tego drugiego. Nie wiem, czy to tajski masaż z happy endem. Chyba nie do końca, bo w witrynach tych „salonów” zawsze stało duże akwarium z rybkami. W tych akwariach ludzie zanurzali stopy a rybki im te stopy obskubywały. Obskubywani patrzeli na przechodniów, przechodnie na obskubywanych. Dość paskudna rozrywka.
Ostatniego dnia szukaliśmy jakiegoś dyskontu, żeby zrobić zakupy na drogę powrotną. Znaleźliśmy sklep, w którym wszystko było po 10 albo 20 koron, na złotówki to będzie jakieś… tanio! Sklep z totalnymi bzdurami, liche zabawki, liche wyposażenie wnętrza i kilka półek z jedzeniem. Trochę taki outlet. Ale w każdym miejscu można znaleźć jakieś coś ciekawego. Zwłaszcza w takich miejscach.
Podoba mi się :) Z Rzeszowa jest 700 km ale warto pomyśleć nad zobaczeniem tego miasta :) Tylko kiedy skoro jeszcze teraz jest tam tłum?? W Rzymie pojazdy na 2 kółkach były popularne przy zwiedzaniu :)
Praga to miasto, o którego pięknie można być przekonanym nawet tam nie będąc – tak właśnie jest w moim przypadku. Mogłam jechać tam w te wakacje, ale wybrałam co innego i trochę żałuję, chociaż wiem, że do Pragi z pewnością kiedyś się wybiorę. :)