– Popłyniesz w rejs – powiedzieli mi w pracy. Ok, pomyślałem sobie. Nigdy nie pływałem łódką więc wiadomo, że bardzo chciałem popływać. Tym bardziej, że nie jest to rejs za 10 zł z Gdańska do na Hel, tylko taki kilkudniowy. Zresztą lepiej siedzieć na łódce niż przed kompem.
Podzielili nas na dwie ekipy, rejs trwał tydzień, zmieniliśmy się w środę. Do piątku siedziałem na łódce. W piątek żałowałem, że to koniec. Z prostej matematyki wynika, że tytuł jest naciągany, bo ja przeżyłem tylko 150 kilometrów przygody.
Rzeką Nogat z Malborka spłynęliśmy do Wisły. W Białej Górze wpłynęliśmy na Wisłę. Za Kiezmarkiem odbiliśmy w lewo i wpłynęliśmy na Szkarpawę. Za mostem zwodzonym w Rybinie wpłynęliśmy na Tugę, chcieliśmy dopłynąć do Nowego Dworu Gdańskiego, ale w Tujsku zwodzony most był nieczynny, tak na amen. Musieliśmy zawrócić. W Rybinie wpłynęliśmy na Wisłę Królewiecką i przez Sztutowo dopłynęliśmy do Zalewu Wiślanego, który przecięliśmy dopływając do Kątów Rybackich.
Na pokład wszedłem w Malborku i tu pierwsze zdziwienie, zamek z perspektywy rzeki wygląda inaczej. Lepiej. Miałem wrażenie, że jest bardziej okazały.
Zanim ruszyliśmy w rejs, przed kolacją popływaliśmy sobie kajakami po Nogacie. Kajak – polecam każdemu.
Czasami miałem wrażenie, że pływanie po Pętli Żuławskiej to w większości oczekiwanie na otwarcie śluz, lub podniesienie mostu zwodzonego.
Za przeprawę przez śluzę trzeba zapłacić 7 zł i 18 groszy. Dlaczego? Nie wiadomo. Jak powiedział mi bardziej doświadczony kolega, trzeba płacić odliczoną kwotą, bo nie zawsze wydają reszty, podobno nie muszą. Więc jeśli masz 10 zł, to płacisz 10 zł. Przypadek, czy polska zaradność?
Oprócz kilku śluz na trasie jest kilka mostów zwodzonych. Są trzy rodzaje mostów zwodzonych. Otwierane o stałych godzinach, więc trzeba czekać, otwierane na życzenie i nieotwierane w ogóle.
To jest most, który się nie otwiera.
Most jest w Tujsku, chcieliśmy przepłynąć pod nim i dopłynąć do Nowego Dworu Gdańskiego. Niestety musieliśmy wrócić.
Wlezę, będę miał lepsze zdjęcia
Rzeka Tuga, tu podobno nie można wpłynąć. Podobno.
Ten most otwiera się o stałych godzinach, musieliśmy czekać. Plan był taki, że zacumujemy i pójdziemy do sklepu. Problem w tym, że zacumowaliśmy, ale nie mogliśmy zejść na ląd. Dookoła była woda i żadnego trapu, kładki. Owszem, ktoś uparty mógłby przeskoczyć, bo do brzegu naprawdę nie było daleko, ale tabliczka „teren prywatny” jasno dawała do zrozumienia, że lepiej nie skakać.
Wyjdę na ignoranta, ale nie wiedziałem, że w Polsce jest tyle mostów zwodzonych. Niestety na żadnym nie widzieliśmy policyjnego pościgu i przelatujących nad naszymi głowami samochodów.
Z Nogatu wpłynęliśmy na Wisłę.
– Wyjmij łyżeczkę, bo sobie oko wydłubiesz – mówili mi rodzice.
– Zostanę piratem – odpowiadałem.
Na Wiśle skręciliśmy w lewo w Szkarpawę. Przenocowaliśmy w Żuławkach. Tu zaczynało robić się ciekawej, bo na horyzoncie pojawiły się ciemne chmury i zaczęło grzmieć i błyskać. Od razu zapytałem się, czy w czasie burzy na wodzie jest bezpiecznie. Nie jest! Fajnie nie?!
Niestety nie wszystko jest piękne. Na przykład rowery wodne w kształcie volkswagena.
Ale molo z rusztowania robi wrażenie.
Podobnie jak pomysłowość ludzi w walce z naturą. Małe podwórko? Nie szkodzi!
O a tu kiedyś będę mieszkał jak zacznę zarabiać na blogu.
Ostatniego dnia wpłynęliśmy na Zalew Wiślany.
Bałem się patrzeć w wodę. Kilka dni wcześniej na Zalewie utopił się żeglarz. – Napuchnie i wypłynie – powiedział nasz kapitan. Wolałem nie widzieć jak wypływa. Na szczęście dość szybko dopłynęliśmy do Kątów Rybackich.
I tu zrobiło mi się smutno, że już muszę zejść z tej łódki i wracać do domu.
A teraz najlepsze. Każdy może ruszyć w taki rejs. Raz, że nie trzeba mieć żadnych uprawnień i jeśli tak jak Krzysztof Krawczyk chciałeś być marynarzem, zrób sobie tatuaż, zbierz znajomych i wynajmijcie łódkę. To naprawdę nie jest drogie. Tydzień na takiej łódce kosztuje tyle samo co tydzień w Sharm el Sheikh. Na łódce którą pływaliśmy spokojnie może pomieścić się sześć osób. Matematyka nie kłamie, to nie jest droga impreza a naprawdę warto. Mój przyszłoroczny urlop będzie chyba wyglądał właśnie tak.
Tak naprawdę to wzięli mnie żebym dociążał dziób łodzi. 30-konny silnik za bardzo podnosił dziób do góry ;)
PS. Zdjęcia mogą nie być w takiej kolejności w jakiej płynęliśmy. Nie traktujcie tego jako przewodnika, pooglądajcie sobie widoczki :) Na www.radiogdansk.pl znajdziecie zapis całego rejsu dzień po dniu z uporządkowanymi zdjęciami, których jest znacznie więcej.