– Posadzka musi być widoczna – powiedział jeden z trzech, pilnujących żeby Gdańsk był ładny. – No i musi być trochę węższy i niższy – dodał. Na koniec zapytał – a jaki kolor to będzie miało? – Naturalne drewno – odpowiedziałem i to chyba go usatysfakcjonowało. Mogłem opuścić Referat Estetyzacji Miasta. Do pokoju, w którym trzech to prawdziwy tłok, wracałem jeszcze kilka razy.
Sprzedawanie Niemcom obrazów na Starym Mieście wydaje się być całkiem niegłupim pomysłem. Na drodze do wzbogacenia się na sprzedaży sztuki, mojej żonie i mi stanęła biurokracja.
Na przekór wrażeniu jakie można odnieść idąc przez Stare Miasto, szczególnie przechodząc pod Zieloną i Złotą Bramą, nie każdy, kto chce może sprzedawać co chce. Żeby uzyskać pozwolenie trzeba pokazać co się będzie sprzedawało i na czym. Musieliśmy zaprojektować stojak. Z projektem uporaliśmy się w kilka tygodni. Był lekki i łatwy do rozstawienia – jednym słowem ideał.
Największą jego wadą było to, że podstawa zasłaniała posadzkę na Długim Targu, bo ta, według wytycznych, musi być widoczna. Ugięliśmy się pod presją przepisów i zmieniliśmy projekt. Musiałem się tam jeszcze parę razy pojawić i wyjaśnić co i jak. Jak zwykle w momentach zwątpienia zacząłem rozkminiać sens tego wszystkiego. Poszedłem na Długą.
Byłem zły, więc drażniło mnie wszystko. Muzyka, naganiacze i potykacze z restauracji, skwar, tłok, hałas, piszczące pieski, pływające żabki, wirujące wiatraczki, hel, disco, WSZYSTKO! Zacząłem się zastanawiać, po co właściwie mamy się starać robiąc coś ładnego? Przecież tu nikt tego nie doceni, nawet gdyby chciał to rzeczy wartościowe zginą w chaosie chińszczyzny.
https://www.youtube.com/watch?v=fEQ5xk3qhOU
Wybór pozorny
Kiedyś przeczytałem, że w gdzieś na mitycznym zachodzie jeśli chcesz zrobić szyld, banner, reklamę to masz do wyboru zestaw kolorów i kilka czcionek. Czyli wyboru nie masz. Ale wtedy bardzo mi się to podobało, podpisywałem się rękami i nogami pod estetyczna dyktaturą. W życiu tak bywa, że człowiek dorasta i wraz z nabywanymi doświadczeniami mądrzeje. Na mnie akurat spadła karcąca ręka gdańskiej estetyki.
Nieco prowokacyjnie, chcę udowodnić, że Gdańsk i inne miasta są brzydkie. Z wyjątkiem Łodzi.
Czy estetyka powinna być wyznaczana przepisami? I tak i nie. Albo ściśle przestrzegamy pewnych reguł, albo pobieramy opłaty za „placowe” i niech każdy sprzedaje co chce. Jeśli to mają być oscypki, to sprzedawajmy oscypki pod fontanną Neptuna a jeśli Gdańsk ma być miastem wyjątkowym, to może oscypki powinny być sprzedawane tam gdzie ich miejsce?
A jeśli estetyka, nasze subiektywne odczucie, nie powinno być trzymane w ryzach jakiejkolwiek biurokracji to co? Przekonacie się wkrótce.